Niestety skończył się ostatni tydzień wakacji. Czas wspólnych chwil, zachwytów zachodami słońca, buszowaniem w falach i słuchaniem lasu. Zawsze staram się w wakacje pojechać chociaż do jednego nowego miejsca, którego nie znamy. W tym roku był to przeuroczy Spreewald, którego zdjęcia były we wcześniejszym wpisie. Staraliśmy się w każdą wolną chwilę gdzieś wyjeżdżać,aby czas nie przelatywał nam na siedzeniu w domu. Do tego służy jesień, kiedy kocyk wraca na kanapę, po domu roznosi się zapach przygotowywanych przetworów, a w domu pojawia się światło świec. Na wszystko jest czas. Dlatego lato , długie dni, ciepłe wieczory powodują u mnie chęć wyjścia z murów i delektowanie się naturą. Odwiedzamy przyjaciół, robimy ogniska, cieszymy się słońcem. Dzięki takim krótkim wypadom znów odwiedziliśmy piękny Barlinek , a w nim piękny Młyn, którym opiekują się nasi kochani znajomi. Niesamowici ludzie, o niesamowitej wiedzy, z milionem pomysłów na spędzenie każdej wolnej minuty. Nawet nasz Bartek kleszczyk, postanowił tam spędzić kilka swoich dni wakacji i wrócił zachwycony. W każdym zakamarku młyna, każdej buteleczce,drewnianej belce, czuć zapach historii i pasji. Uwielbiam to miejsce i każdemu polecam odwiedzenie, jeśli w tych rejonach będziecie.
Urlop, to moment kiedy mamy czas na wspólne śniadania z kawą. Ja codziennie nad morzem rano lecę po bułeczki i gazetkę dla Niemęża , on parzy pachnącą kawę. Bartek oczywiście pałaszuje rogale ze słodkimi serkami, dżemami, czekoladą.. bo to czas całkowitego rozpieszczania, również brzucha 🙂
Nie oszukujmy się, w normalnym tygodniu nie ma szans na takie celebracje. Wstajemy bardzo wcześnie rano, Niemąż już własnie kończy śniadanie, gdy ja zwlekam się łózka. Tu jest czas na wspólne chwile od rana do wieczora, co nie ukrywam, czasem nawet kończy się konfliktem :)))
W tym roku oprócz tradycyjnego tygodnia nad morzem, udało nam się wyciszyć w naszym kochanym lesie nad jeziorem. Kocham morze, jednak zdecydowanie bardziej po sezonie. Piszczące karuzele, tabunu ludzi w mieście , wszędobylskie osy, nie zaliczają się do mojego zachwytu morzem. Jednak to w sezonie tata zmienia się w dzieciucha, skacze w falach, pożera kukurydze i robi fortecę z piachu. Dlatego morze na urlopie musi być. Dla równowagi po szaleństwach wybrzeża, przemieściliśmy się w totalną ciszę. Tam podziwiam wschody słońca, podpatruję jak mama kaczka zabiera pisklęta do gniazda, a gdy chłopcy wstają, to ja dostaję śniadanie na pomoście z pachnącą kawą. Kiedy widzę jak niemąż bardzo stara się nie wylać kawy, niosąc mi ją na pomost w sekrecie, (oczywiście dostaję kubek cały obryzgany fusami), natomiast syn niesie kanapulce na których jest dużo pomidorka, cebulki i innych warzyw, pięknie ułożonych przez moich utalentowanych chłopaków, już mi się buzia śmieje. Nie ukrywam, zawsze gdzieś tam w środku mam łzy w oczach ze szczęścia, że mam te dwa gady przy sobie i oni naprawdę się starają !!
Niestety, potem jest czas powrotu do realiów, rozpakowanie auta wypchanego po brzegi torbami, do tego pieseczek, króliczek , świneczka . Tak, wszystkie nasze zwierzęta jeżdżą z nami, co nie ukrywam jest wielką atrakcją dla ośrodkowych dzieci.
Kiedy nastawię ostatnie pranie, zniknie zapach ogniska z kurtek, Niemąż pochowa walizki…. no własnie …już wymyślam jesienne weekendy:)
Oczywiście już podążam myślami , za pięknymi kolorami lasu i już nie mogę doczekać się pierwszych grzybów. Z pewnością pojedziemy też odwiedzić Neptuna nad morzem,,,, a zimą podążymy z duchem gór na narty, oby tylko śnieg był.
Przecież każda pora roku może być cudowna i piękna, jeśli tylko dobrze sobie to wszystko zaaranżujemy.
To nasz czas, nasze życie i nasze kolory świata, które chcemy dostrzegać. A najważniejsze spędzamy wspólne chwile bez komputera, tv, za to z uśmiechem i tańcem.