Dla mnie, z jednej z strony to bardzo ciężki czas, z drugiej utwierdzający w przekonaniu, ja naprawdę lubię swoją pracę:))
Kiedy znajdę całe 15 minut, czasem nawet urwie mi się pól godzinki bez słów: mogę piciu, kupaaaa, ale jesteś głupi.. Cioiciuuuuuu!!!, szybko siadam pod moją ukochaną czeresienką z książka w łapie.
Nad głową ciężko pracuje wróblowa mama, wykarmiając swoje pisklęta, a ja jak ta mama kwoka obserwuje nie moje,( ale jak moje) swoje trolle.
Bartek z dziećmi którymi się opiekuję/ opiekowałam, żyje jak z rodzeństwem. Biegnąc po jabłko, już odruchowo podniesie zasmarkaną Maję, po czym leci z moimi większymi trollami robić mydlaną miksturę na szczypawice. Cale drzewo jest ich. Siedzą , leją… mimo różnicy wieku są tak zgrani i zapracowani – jak w mrowisku. Jeden dowodzi, inny miesza w wiadrze, kolejny troll biegnie z opryskiwaczem. Zgoda, brak kłótni i tyle niestworzonych historii. Zamiast czytać cichutko ich obserwuję. Uwielbiam patrzeć na ich samodzielność, zorganizowanie i ochronę samych siebie. Słychać słowa – ” tylko uważaj Hubert , nie spadnij”,” Emila…odsuń się spadają szczypawice” . Niby nie ma dorosłego który co chwilę ostrzega – uważaj huśtawka, strofuje nie pobrudź się, zostaw, a dzieci same potrafią o siebie zadbać. I to nie tylko szkolne, duże trolle, ale również moje maluchy.
Kiedy 1.5 roczną Maja sprawdza moją czujność, pokonując kolejny szczebelek na drabince,( ja oczywiście nic nie widzę:) , w sekundę zjawia się 2.5 letnia Ala, dukając – nu nu nu Maja, baaaach. Wygodna ciotka znów może posiedzieć, bo przecież jeśli mnie zasłania deska… znaczy nie ma mnie w pobliżu. W środku aż mnie pali z radości, jak samodzielne potrafią być maluchy, bez latających jak muchy dorosłych. Na placu , każdy podziwia ” – jaka ta mała samodzielna”, ” ooo jej, takie małe, a sobie pomagają ” Tak , ale to jest właśnie moja praca. Oprócz wytarcia gila, nauczenie życia razem w grupie. Jeden za wszystkich , wszyscy za jednego. Działa to już prawie 10 lat. A latający po placyku dziadkowie, rodzice z kolejnym kęsem jabłuszka, kanapeczki… ( dziecko w ciągu dwóch godzin na placu z pewnością tak zgłodnieje), patrzą z zazdrością, że ta baba znów siedzi i nic nie robi:))) A niech tak myślą:))
Dzieci same sobie najlepiej radzą i najlepiej się bawią. Nie ma rywalizacji o ciocio – mamę .A ja, tak bardzo się cieszę, że nie siedzę przy biurku, tylko mogę patrzeć jak z tych małych trolli tworzą się kolejne cudowne istoty. Takie są moje wakacje. 5 litrowe słoje z zupą ,targane ma działkę, duża ilość dzieci na 1 m2, które co roku chcą odwiedzić ciocie, chociaż są już w szkołach i przedszkolach. Mimo że padam wieczorem na pysk, baaardzo się cieszę, że dzięki takiej, a nie innej pracy moje, dziecko nauczyło się empatii, wrażliwości. Słyszę to od nauczycieli, kucharek i pani woźnej:))
Nakarmi, przewinie raczkującego ( choć o karmienie i wożenie wózkiem) potrafi się pokłócić z resztą dorastających dzieci.
Wszystkie duże trolle lubią to robić i bardzo chcą mi pomagać:))
Tyle osób mnie pyta, Bartek jest jedynakiem?? Po 17 – do spania tak, przez cały dzień jest starszym bratem:)))
W sierpniu urlop…, a wtedy z pewnością na ośrodku, w restauracji, plaży… znów przykleją się do cioci inne dzieci.
Zainspirowała mnie mikstura na szczypawice;)))) Sam tworzyłem trutki na wszystko ci sie ruszało ze wszystkiego co w domu stało ;)). Jak rozlałem kiedys „trutke na szczur” w piwnicy to do drugiego piętra smród był nie do wytrzymania 😉 (szkoda, że nie pamiętam receptury)
Jeden komentarz
Zainspirowała mnie mikstura na szczypawice;)))) Sam tworzyłem trutki na wszystko ci sie ruszało ze wszystkiego co w domu stało ;)). Jak rozlałem kiedys „trutke na szczur” w piwnicy to do drugiego piętra smród był nie do wytrzymania 😉 (szkoda, że nie pamiętam receptury)