Tak, tak kochani, kobieta zmienną jest, a ja jestem tego fantastycznym dowodem.
Zdjęcia już wybrałam, miejsca gdzie byliśmy wypisałam, i już miałam do Was pisać…
W tym momencie kliknęłam ikonkę fb, a tu proszę sobotni spacer z legendą w tle.
Ależ oferta:)
Niestety nie jestem drobną śliczną hiszpanką tańczącą Flamenco, a typową słowiańską Jagienką. Dlatego hiszpańskie „Mañana, Mañana” jest dla mnie obce.
Ja żyje tu i teraz, a powoli to mogę posiedzieć z mapą w ręku, wymyślając kolejną wycieczką.
Chodzę po tym świecie już 40 lat, choć moja babcia powie dopiero 🙂
Gdzieś tam za plecami pamiętam powiedzenie:
„Wypełnij życie doświadczeniami, nie przedmiotami. Miej historie do opowiedzenia ,nie rzeczy do pokazania..”
I tu już widzę wzrok mojego niemęża, patrzącego z politowaniem na nasze półki, parapety i ściany.
Tak jak pierwszą cześć staram się realizować, tak druga część powiedzenia kompletnie mi nie wychodzi 🙂
Mam pełno, abslutnie pełno przedmiotów przypominających właśnie ” tą jedną chwilę”.
Kamyczka w kształcie serca, który dał mi synek jak był malutki, ptaszka ciurkawkę z Krakowa, baaaaa nawet śliczną małą świeczkę, którą 30 lat temu przysłała mi ciocia z Australii. Mam piękną śmietnikową lampkę, koszyczek wiklinowy, który przyniósł z dworu synuś, mówiąc mamusiu ktoś wyrzucił, tobie się spodoba, będziesz miała na grzyby….hmmm czym skorupka nasiąknie powiadacie ? :))
Na całe szczęście mam cudownego niemęża, który oczywiscie mimo wielu wad, nie ma tej jednej…ma cierpliwość do wycierania kurzu z każdej tej pierdółki.
Ja uważam, że kurz potrafi tworzyć klimat, pomalowałam meble na biało i prawie go nie widzę :)))
Dlatego wczoraj zamiast sprzątać, jak połowa moich znajomych, zabrałam termos z herbatą, kiełbachę w łapę i pojechaliśmy na wycieczkę.
Pan przewodnik pięknie opowiadał o restauracji, która kiedyś istniała przy jeziorze Szmaragdowym, wieży, kopalni i Skarbku, który strzeże jeziora do dziś.
Ja oczywiście robiłam trylion zdjęć każdej roślince, rozmyślałam jak wyglądały osoby chodzące po tych schodach 100 lat temu.
Dziś historię tej restauracji opowiadają szumiące buki, zamiast stolików mamy do siedzenia mech, ale i dziś można spotkać starszych już ludzi, trzymających się za rękę, wspominających swoje przedwojenne dni w tych miejscach.
Oczywiście najczęściej mówią w języku Goethego, ale przecież to było ich miasto.
Ja spędziłam z moim synem wspaniały dzień. Oprócz spaceru, posiedzieliśmy nad jeziorem pokrytym lodem, a moje dziecię z wrodzoną sobie cierpliwością, patyczkiem kłuło lud. I tak minęły kolejne godzinki mojego fajnego życia 🙂
Znów się udało. Nie wygrały porządki, tv. Wygrał spokój i radość bycia razem.
Kolejny dzień zaliczony do udanych. Mam nadzieję, że i Wasz taki był.